Opowieść pisana światłem
Z końcem minionego roku kościelnego z katedry kaliskiej zniknął jeden z ponadstuletnich witraży. W jego miejsce pojawił się nowy – z wizerunkiem Ojca Świętego Jana Pawła II. To dar byłego proboszcza, ks. prałata Andrzeja Gawła, który w ten sposób chciał zadbać o zachowanie w ludzkiej pamięci faktu, że kanonizowany niedawno Papież modlił się w katedrze kaliskiej, a także osobiście pożegnać się z ukochanym kościołem, w którym pracował przez wiele lat. Intencje były zapewne dobre i szczere. Czy jednak dobre intencje wystarczą? Pozostawiając na boku żal z powodu straty, spróbujmy zobaczyć, co się w istocie stało.
Historia zbawienia
Kaliskie witraże mają ponad sto lat. Ich wykonanie zlecono w 1907 r. warszawskiemu artyście Władysławowi Skibińskiemu. Miał w nich umieścić wizerunki patronów Polski, ale koncepcja, która w taki, a nie inny sposób zorganizowała zespół przedstawień, przerasta znacznie to zamówienie. Jest tu wprawdzie św. Kunegunda (Kinga) jako ich reprezentantka i św. Kazimierz – orędownik Litwy.
Jest św. Józef – opiekun Kościoła kaliskiego i św. Augustyn, którego reguła organizowała życie kanoników laterańskich opiekujących się niegdyś kościołem. A co z resztą postaci? I czy witraże z liliami umieszczono w oknach z braku pomysłu na kolejnych „patronów” jako mało ważny, ale ładny ozdobnik? Wymiana jednego z witraży na inny (choć dostosowany stylem) dowodzi nieświadomości faktu, że oto mamy nad głową głęboko przemyślaną opowieść, w której wszystko jest ważne i nie dopuszcza zmian. Jest to pięknie i głęboko teologicznie potraktowana historia zbawienia. Zwykło się mówić, że obok „Pisma Świętego” Kościół ma do dyspozycji przedstawienia malarskie (w tym witrażowe) jako swoistą „Biblię dla ubogich”. Określenie to nie oznacza jednak obrazkowego „Pisma Świętego” dla analfabetów. Chodzi raczej o „ubogich duchem”, czyli tych, którzy świadomi znikomości swej wiedzy gotowi są kontemplować, zgłębiać rzeczywistość prześwietloną światłem płynącym od samego Boga. Spróbujmy pójść za tym światłem.
Boski i ludzki porządek
Na cykl kaliski składają się: scena Ukrzyżowania umieszczona w transepcie (nawie poprzecznej kościoła) i sześć postaci świętych, po trzy w każdej nawie. Całość (przed wymianą) otwierały i zamykały witraże z bardzo subtelnym rysunkiem lilii, zdawałoby się, całkowicie niepasujące do pozostałych. Oba wieńczyły przedstawienia symboli Bożej władzy. Autor w ten sposób rozdzielał stylistycznie dwa porządki: Boski i ludzki. Lilia jest symbolem zbawienia. Jest ono Bożym darem obiecanym ludziom tuż po katastrofie grzechu pierworodnego. Ostateczne jego wypełnienie nastąpi z końcem czasów. Tak więc u początku i na końcu tej historii stoi Bóg, którego nie da się nikim zastąpić. To On jest jej autorem. Nie można jednak zbawić człowieka bez jego udziału, dlatego Bóg na różne sposoby wchodzi między ludzi, by poprowadzić ich drogą ratunku. Trzej święci po prawej stronie od wejścia do kościoła symbolizują trzy ludzkie postawy i jednocześnie trzy etapy na tej drodze. Jest to zarazem swoiste streszczenie historii starotestamentalnej. O doborze postaci i ich kolejności zadecydowały powszechne w świadomości wiernych skojarzenia, jakie się z nimi łączą.
Trzy oblicza rodzącej się wiary
Postać pierwsza w szeregu to święty Tomasz, Apostoł Jezusa, który po Jego zmartwychwstaniu stwierdził kategorycznie: „Nie uwierzę, jeśli nie zobaczę”. To częsta u ludzi postawa, a przy tym powtórka z grzechu pierwszych rodziców, którzy odmówili zaufania Bogu, a uwierzyli kłamcy. Dlatego Tomasz stoi w prawdziwie rajskim ogrodzie. Piękne czerwone kwiaty wokół niego przypominają rany Zmartwychwstałego, w które wkładał palce, by ostatecznie przekonać się, że jednak nie ma racji. W tle kolejna jaskrawa plama zdaje się być aluzją do płonącego krzewu, który nie spalając się przyciągnął uwagę Mojżesza, doprowadzając go ostatecznie do poznania imienia Boga, tak jak „przygoda” Tomasza zakończyła się wyznaniem: „Pan mój i Bóg mój”. W zwieńczeniu witrażu znajduje się sylwetka Maryi w wieńcu z dwunastu gwiazd. To ta, która bez wahania uwierzyła Bogu i jest zapowiedzianą przez Niego Matką Zbawiciela.
Kolejne okno wypełnia postać św. Józefa, jej męża i Opiekuna Jezusa. Przedstawienie wydaje się dość banalne: św. Józef przy warsztacie pracy na tle budującego się domu.
W dolnej części menora – siedmioramienny świecznik, znak świątyni. Jest jednak w tym obrazie coś niepokojącego. Święty ni stoi, ni siedzi, raczej przysiada w zdumieniu, trzymając w jednej ręce przechylający się pion, w drugiej kąt mierniczy. U jego stóp upuszczony topór. Św. Józef jest człowiekiem prawym, czyli przestrzegającym Prawa. Próbuje według niego budować dom dla Pana, tak jak niegdyś chciał to zrobić jego królewski przodek – Dawid. I oto widzi, że jego próby są daremne. Dom za jego plecami jest nieukończony. Syn, którego ma wychowywać, nie począł się z jego ciała. Jeśli chce być w zgodzie z Bogiem, musi przyjąć Jego Słowo, które zdaje się przeczyć Prawu: „Nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki, albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło”. Lilie w ogrodzie obok pokazują, że zbawienie jest już blisko, a w tle jak obietnica dana niegdyś Dawidowi („Twój syn zbuduje mi dom”) majaczy zarys świątyni.
Trzeci witraż, z Augustynem, jest pełen splendoru. Święty biskup Hippony w bogatych szatach liturgicznych stoi przy pulpicie, zapisując coś w księdze. W lewej dłoni trzyma zapaloną pochodnię, przyświecając nią sobie. Jej płomień i tło wypełnione kwiatami słoneczników (kwiatów obracających się zawsze ku słońcu) wskazują na gorliwość i żar miłości do Boga u tego człowieka, który z heretyka stał się świętym Doktorem Kościoła. U dołu znana scena z chłopczykiem próbującym przelać morze do dołka. „Co robisz?” – pyta Święty. „Przelewam morze do dołka.” „Przecież to niemożliwe!” „Tak jak dla ciebie, Augustynie, zgłębienie tajemnic Trójcy Świętej.” U góry, w zwieńczeniu witrażu, Duch Święty pod postacią gołębicy. Niżej – kruk, interpretowany zwykle jako pokonane zło grzechów i błędnych mniemań o Bogu. Jeśli się jednak przyjrzeć dokładniej, kruk okazuje się orłem, symbolem troski Boga o Jego lud. „Opiekował się nim i pouczał, strzegł jak źrenicy oka, jak orzeł, który krąży nad gniazdem, by z niego wywabić swe pisklęta…” Te słowa i sylwetka orła nad św. Augustynem są jak podsumowanie drogi prowadzącej do Zbawiciela.
Cykl omówionych powyżej witraży zamyka przedstawienie sceny Ukrzyżowania. W odróżnieniu od poprzednich jest ona mroczna i budząca grozę. Ciemne, burzowe niebo podkreśla u dołu złowroga purpura zachodu przecięta błyskawicą. Jej światło rozjaśnia głowę i ramiona ukrzyżowanego Syna Bożego. Sylwetki stojących pod krzyżem Maryi i Jana giną w mroku. Po pełnych radosnych blasków przedstawieniach świętych ta scena jest szokująca i nie do przyjęcia. Tak jak cierpienie i śmierć – ta bariera, której najlepszy z nas nie pokona własnymi siłami. Trzeba nam Zbawiciela. Opowieść o Jego zbawczym dziele kontynuują: „Zdjęcie z krzyża” w ołtarzu głównym i wizerunek Trójcy Świętej w Kaplicy Polskiej. Rubensowski Chrystus nachyla się z krzyża ku Marii Magdalenie, wydając ostatnie, życiodajne tchnienie, które jawnogrzesznicę przemieni w nowe Boże stworzenie, człowieka żyjącego już nie własnym, poplątanym, ale pięknym i dobrym Bożym życiem.
Nowe Boże stworzenie
Witraże z lewej nawy to barwna ilustracja tego, kim jest chrześcijanin, człowiek przyjmujący zbawienie i napełniony Bożym Duchem. Tuż za Kaplicą Polską widzimy św. Kingę, starszą siostrę kaliskiej księżnej, błogosławionej Jolanty. Scena przedstawia górnika podającego jej bryłę soli. Poza aluzją historyczną jest to przywołanie Jezusowych przypowieści o soli i o skarbie. „Wy jesteście solą ziemi” (która nadaje jej smak) – mówił Jezus do uczniów, powierzając im misję głoszenia Dobrej Nowiny o kochającym Bogu. Księżna przyjmuje ją jak mądry człowiek z innej przypowieści. Sprzedał on wszystko, co miał, by zakupić ziemię, w której ukryty był skarb. Podobnie uczyniła i ona, wyrzekając się bogactwa, przyjemności, szczęścia małżeńskiego, byle zyskać najcenniejszy skarb – zbawienie. Podobna była postawa św. Kazimierza z rodu Jagiellonów. Królestwo Niebieskie bardziej sobie cenił niż własne królewskie dziedzictwo. Na witrażu został przedstawiony w miłosiernym geście wspomagania człowieka ubogiego. Rzecz ciekawa: zarówno w przypadku Kingi, jak i tu, na pierwszym planie nie przedstawiono Świętego, ale górnika i żebraka. To dyskretne przypomnienie obecności Chrystusa w apostołach i biednych. „Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje.” „Wszystko co uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, mnieście uczynili.” W ten sposób mocą Ducha Świętego działającego w zbawionych rośnie nowa świątynia, którą jest Kościół, mistyczne Ciało Jezusa Chrystusa. Widać ją w tle zbudowaną na wzór katedry wileńskiej. Obietnica dana Dawidowi i przypomniana przy okazji św. Józefa wypełnia się. Św. Kazimierz białą i czystą lilię zbawienia trzyma w swej królewskiej dłoni jak berło, świadcząc o królewskiej misji wszystkich chrześcijan.
Jakie to królowanie, pokazuje św. Franciszek w ubogim habicie klęczący przed przydrożnym krzyżem. Nad nim napis w języku łacińskim, częściowo zatarty: „Obym chlubił się jedynie w krzyżu Pana naszego Jezusa Chrystusa”. Jedynym powodem do dumy i radości jest dla chrześcijanina fakt, że Bóg nie brzydzi się grzesznikiem, ale przychodzi do tego, który ma życie zdruzgotane, by stanowić z nim jedno i mocą krwi własnego Syna dać mu życie prawdziwe, piękne i jaśniejące jak blask tego witraża. Nie zdobędziemy go własną inteligencją, siłą czy jakimkolwiek innym wymyślonym przez nas sposobem. To dobrowolny dar Bożej miłości, która pochyla się jak ojciec nad powracającym marnotrawnym synem, by dać mu utracone przez niego dziedzictwo. To Dobra Nowina dla wszystkich, bez żadnych wyjątków. „Pragnę, aby byli jedno” – modlił się Chrystus. Jedno z Bogiem i braćmi. Św. Franciszek – stygmatyk, brat wszystkich ludzi i każdej, nawet najmniejszej istoty, pasuje tu jak ulał.
Ostatni akord
Nie wiemy jak (bo jest to Boża rzeczywistość ukryta przed naszymi oczami za kolejnymi liliami w witrażu), ale pragnienie jedności wypełni się. „Przyjdzie do Mnie wszystko”, ponieważ: „Ja jestem Alfa i Omega, początek i koniec”. Te dwie greckie litery widnieją na otwartej Księdze Życia ponad św. Franciszkiem. W niej zapisane są imiona zbawionych. Imię każdego z nas. Zakryta prawda jeszcze raz rozkwita pełnym kwiatem na ostatnim witrażu nad wejściem do kaplicy przedpogrzebowej. Śmierć jest jak zdarcie zasłony, która zakrywa to, co dotąd pozostawało ukryte. W jej chwili wszyscy staniemy zdumieni tym, jak różne od naszego jest spojrzenie Boga, który pragnie: zaufania zamiast buntu, miłosierdzia w miejsce bezlitosnego egzekwowania prawa oraz prostych świadków Jego miłości zamiast wielkich uczonych w Piśmie. I wszystkim nam ma do powiedzenia o wiele więcej, niż się nam wydaje. Wystarczy patrzeć i słuchać.