Ambitnie, ale bez punktów. Kaliscy szczypiorniści przegrywają w Kielcach

Niespodzianki nie było. Pomimo ambitnej walki piłkarze ręczni Energi MKS Kalisz przegrali wyjazdowe spotkanie z Łomżą Vive Kielce. Bardzo dobrze w kaliskiej ekipie zaprezentował się Kacper Adamski, który zgromadził niemalże dwucyfrową liczbę bramek. To jednak nie wystarczyło, by poważnie zagrozić mistrzom Polski.

Spotkania z odnoszącą sukcesy na polskich i europejskich parkietach drużyną zawsze są dużym wyzwaniem. Tym bardziej w obecnej sytuacji, nękana co rusz skutkami szerzącej się w kraju pandemii ekipa kaliskich szczypiornistów, na pozytywny wynik rywalizacji z mistrzami raczej nie miała co liczyć. Podopieczni Tomasza Strząbały nie zamierzali jednak poddawać się bez walki. To nie w ich stylu. Udowodnili to w sobotę, dzielnie stawiając czoła utytułowanemu rywalowi, mimo piętrzących się wokół problemów. A tych przybywało z dnia na  dzień. O wyjeździe do Kielc , na spotkanie  z najlepszym zespołem w kraju i  zaliczanym do europejskiej czołówki kaliszanie dowiedzieli  się dwa dni przed meczem , praktycznie zaraz po powrocie z kwarantanny. Właściwie nie mieli czasu na porządne przygotowanie się  do  pojedynku  z tak wymagającym przeciwnikiem.  W dodatku  trener Tomasz Strząbała  dysponuje  obecnie zaledwie 11 zawodnikami, z czego tylko dziewięciu gra  w polu. Na parkiecie, z różnych względów,  nie mogli pojawić się  m.in. Marek Szpera i Gracjan Wróbel, jedyni w kadrze leworęczni rozgrywający, jak również  czołowy  defensor Mateusz Kus. Jakby mało było kłopotów ,  udział w meczu  przedwcześnie zakończył, ukarany  czerwoną  kartką  Kamil Adamski, a w drugiej połowie z powodu urazu klatki piersiowej zmuszony był opuścić boisko  Maciej Pilitowski.  Biorąc pod uwagę tyle niesprzyjających okoliczności trudno było oczekiwać od kaliskiego teamu fajerwerków w starciu z liderem PGNiG Superligi.  Dla graczy Energi  MKS  przede wszystkim liczył się fakt, iż po dwóch tygodniach  przerwy, mogła wreszcie stanąć w ligowe szranki.

Niespodzianki nie było. Gospodarze wygrali spotkanie, aczkolwiek różnica siedmiu bramek (32;25) nie poraża. Zazwyczaj pojedynek z Kielcami kończy się znacznie dotkliwszą porażką,  Tymczasem w sobotę zespół Vive siedmiobramkowy dystans wypracował sobie dopiero pod  koniec pojedynku. Udając się na przerwę miejscowi prowadzili zaledwie dwoma golami. Tyle samo tracili kaliszanie do rywali jeszcze w 39. minucie (19:17), a kwadrans przed końcową syreną dzielący oba zespoły dystans wynosił tylko trzy trafienia (22:19). Niemała w tym zasługa solidnie spisującego się w ofensywie  MKS-u Kacpra Adamskiego, który zgromadził na swoim koncie dziewięć goli, zasługując tym samym na miano najskuteczniejszego zawodnika meczu. Nie wystarczyło to jednak, by zagrozić wieloletniemu posiadaczowi tytułu  mistrza Polski.

Aktualnie kaliska drużyna ma na koncie dwie porażki i trzy zwycięstwa.

Łomża Vive Kielce – Energa MKS Kalisz 32:25 (16:12)

Kary: Vive - 14 min, Energa MKS - 14 min. Czerwona kartka: Kamil Adamski (40. min, za faul).  Rzuty karne: Vive  3/3, Energa MKS 4/5

Vive: Kornecki, Wałach – Karalek 4, Surgiel 4, Gębala 3, Gudjonsson 3, Moryto 3, Tournat 3, Vujović 3, A. Dujszebajew 2, D. Dujszebajew 2, Kaczor 2, Sićko 2, Karacić 1.
Energa MKS: Krekora, Zakreta – Kacper Adamski 9, Kamil Adamski 4, Góralski 3, Kamyszek 3, M. Pilitowski 3, Misiejuk 2, K. Pilitowski 1, Czerwiński, Krępa.

 

Fot. Anna Benicewicz-Miazga/biuro prasowe Łomża Vive Kielce
Wersja do druku
Wersja PDF