Postawili się „Nafciarzom”. Dobry mecz szczypiornistów Energi MKS.
Biorąc pod uwagę fakt, iż w kaliskiej Arenie zjawiła się jedna z najbardziej utytułowanych drużyn w kraju, która i w tym sezonie mierzy w najwyższe cele, należało się spodziewać, że wynik niedzielnego spotkania jest sprawą przesądzoną. Niespodzianki wprawdzie nie było, ale niewątpliwie kaliszanie ambitnie pracowali, by takową sprawić, bez kompleksów i bardzo skutecznie stawiając czoła faworyzowanym rywalom.
Już pierwsze minuty meczu pokazały, że dominacja „Nafciarzy” wcale nie musi być taka oczywista. To podopieczni Pawła Ruska zdecydowanie lepiej weszli w to spotkanie. Nie tylko otworzyli wynik, ale też w ciągu kwadransa wypracowali czterobramkową przewagę (7:3), wlewając w serca jak zwykle licznie zgromadzonych w kaliskiej Arenie kibiców nadzieję na pierwszą w sezonie niespodziankę. Niemała w tym zasługa świetnie spisujących się na rozegraniu Marka Szpery i debiutującego w kaliskiej ekipie Macieja Pilitowskiego, który dał pierwszy wyraźny sygnał, że zamierza być w tym sezonie poważnym wzmocnieniem zespołu. Skuteczność w ofensywie i kilka udanych interwencji w bramce zarówno Łukasza Zakrety jak i kolejnego z debiutantów Artsema Padasinowa, który już na wstępie obronił rzut karny i dobitkę, musiały wywołać w szeregach gości lekki niepokój. Wprawdzie w kolejnych minutach „Nafciarze zdołali dogonić wynik, a na przerwę schodzili prowadząc jedną bramką (14:13), ale pewnie czuć się nie mogli.
- Bardzo ładnie weszliśmy w mecz. Uważam, że pierwsza połowa była w naszym wykonaniu znakomita, zarówno w obronie jaki i ataku pozycyjnym, wyszło też kilka kontr. Przeciwnik musiał się więc nieźle napracować, żeby odrobić straty, a później utrzymać wynik – podsumował trener Paweł Rusek.
Po powrocie nas parkiet gospodarze też nie spuszczali z tonu. Mecz toczył się bramka za bramkę i kto wie jak ostatecznie wyglądałby końcowy wynik, gdyby nie częste wykluczenia w szeregach kaliskiej ekipy. Wprawdzie gościom sędziowie też nie szczędzili kar, ale grę w osłabieniu zdecydowanie gorzej znosili ci pierwsi, tracąc cenne bramki.
- Uważam, że druga połowa też nie była zła w naszym wykonaniu, ale umiejętności przeciwnika jednak dały znać o sobie. Ze względu na mocną grę w obronie złapaliśmy sporo „dwójek”, co nie pozwoliło rozwinąć skrzydeł w ataku pozycyjnym - dodał trener Rusek.
- Może gdybyśmy uniknęli kar indywidulanych, to kto wie, czy nie pokusilibyśmy się o jakąś niespodziankę. Wynik nie jest zły, ale nie ukrywam, że w każdym meczu staramy się walczyć o zwycięstwo, więc na pewno jest mały niedosyt – podkreśla Maciej Pilitowski, środkowy rozgrywający Energi MKS.
Na kwadrans przed zakończeniem meczu przed szansą na wyrównanie stanął Michał Drej, niestety nie wykorzystał rzutu karnego, a takich błędów przeciwnik pokroju Wisły nie wybacza. Nadzieja zaświtała jeszcze w 50. minucie, gdy po trafieniu Kiryla Kniaziewa kaliszanie ponownie złapali kontakt z rywalem (23:24), nie trwało to jednak długo. Pięć minut przed końcową syreną płocczanie odskoczyli na cztery trafienia (24:28) i skrzętnie pilnowali korzystnego wyniku. Ostatecznie zwyciężyli 29:26 zabierając ze sobą cenne trzy punkty, ale mimo to kaliszanie opuszczali parkiet z podniesioną głową.
- Wygrać się nie udało, ale mimo wszystko uważam wynik za bardzo pozytywny. Myślę też, że udało nam się stworzyć fajne widowisko – dodaje trener Rusek.
W 2. serii spotkań PGNiG Superligi czeka kaliszan ponownie trudne zadanie. W sobotę, 8 września zmierzą się na wyjeździe z Azotami Puławy, a zatem z kolejnym medalistą mistrzostw Polski. Początek meczu o godz. 18.00.
1.seria PGNiG Superligi mężczyzn, 02.09.2018r.
Energa MKS Kalisz – Orlen Wisła Płock 26:29 (13:14)
Kary: Energa MKS - 14 min, Orlen Wisła – 14 min. Rzuty karne: Energa MKS 3/4, Orlen Wisła 3/6.
MKS: Zakreta 1, Padasinow - Szpera 7, Kniaziew 5, Krytski 5, Drej 3, Pilitowski 4, Adamski 1, Bałwas, Kwiatkowski, Czerwiński, Bożek, Misiejuk.
Wisła: Borbely, Wichary - Góralski 5, Racotea 4, Sulić 3, De Toledo 3, Mihić 3, Żabić 3, Krajewski 3, Moya 2, Tarabochia 2, Mlakar 1, Piechowski.